Najlepiej moim zdaniem uderzyć do detektywa Husarskiego. Wysoka jakość obsługi, skuteczność, ja mogę się w samych superlatywach o nim wypowiadać. Dyskretna obserwacja, szczegółowy raport z wykonanej pracy, materiał w formie foto, video, pełne opracowanie. O szczegółach pracy detektywistycznej dużo info jest na http
fot. Adobe Stock Ta historia zaczęła się całkiem banalnie. Wstałam pewnego dnia i spojrzawszy za okno – za którym rozciągała się szara, przysypana śniegiem i zasnuta mgłą panorama Warszawy – zbuntowałam się… Zbuntowałam przeciwko wszystkiemu, co było do tej pory treścią mojego życia – monotonii kolejnych dni, rutynie i wrażeniu samotności, którego doświadczałam będąc wśród ludzi. Chciałam uciec Każdy z nas miewa czasem takie nastroje – swoje „małe tęsknoty, ciche marzenia” – jak w znanej piosence. Chandry, które przychodzą jak niespodziewany ból głowy. Upiłam łyk gorącej kawy i odruchowo sięgnęłam po pilota. Na ekranie, który nagle rozświetlił mój ciemny pokój, pojawiły się palmy kołyszące się na wietrze w promieniach zachodzącego słońca, łodzie z pełnymi żaglami prujące fale błękitnego morza i ławice kolorowych ryb płynące majestatycznie ponad rafami. W głowę wcisnął mi się reklamowy slogan: „Red Sea Riwiera – miejsce, gdzie słońce świeci codziennie i przez cały rok”. – To znak od losu – pomyślałam.. – Do Egiptu? Zwariowałaś? Przecież wiesz, że nigdzie nie mogę się ruszyć – irytował się Andrzej. Gdybym teraz wziął urlop, wszystko by się posypało. Może, jeśli nic się nie wydarzy, to za rok. „Nic się nie wydarzy” – pomyślałam z sarkazmem. Przez dziesięć lat naszego małżeństwa zawsze się coś wydarzało. Mój mąż był po prostu ekstremalnym przykładem odludka i domatora przypiętego do komputera. – Jeśli tego potrzebujesz, jedź sama, albo z Kasią – powiedział w końcu. Ostatnio prawie nie rozmawialiśmy. Mijaliśmy się, pochłonięci własnymi sprawami. Na wspólnych wakacjach nie byliśmy od czasów studenckich. Nawet weekendy spędzaliśmy oddzielnie. Sama nie wiem, dlaczego liczyłam na to, że tym razem się zgodzi… Pojechałam tam sama Do hotelu dotarłam nocą. Po prawie czterech godzinach lotu i dwóch godzinach w autokarze. Byłam tak zmęczona, że natychmiast usnęłam. Obudził mnie promień słońca wpadający przez niedomkniętą okiennicę. Wstałam i wyszłam na taras. Przede mną rozpościerała się błękitna zatoka, skrząca się refleksami wschodzącego właśnie słońca. Ograniczona z obu stron potężnymi brązowo-czerwonymi wzgórzami z szeroką, upstrzoną trzcinowymi parasolami plażą, tworzyła, wraz z przyhotelowym parkiem, perfekcyjną całość. Poczułam nagły przypływ adrenaliny. Zarzuciłam lekkie jedwabne pareo i pobiegłam na śniadanie. – Mam na imię Dżamil. Czy mógłbym w czymś pomóc? – usłyszałam nagle miły męski głos, gdy stojąc w progu, rozglądałam się za stolikiem. Odwróciłam się i zobaczyłam niezwykle przystojnego młodego chłopaka w hotelowym uniformie. – Jestem Ania. Przyjechałam wczoraj i szukam stolika. – Jestem tu właśnie po to, żeby ci w tym pomóc… proszę, idź za mną. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że Dżamil mówi po polsku. – Skąd znasz polski? – spytałam. – Przez trzy lata studiowałem w Łodzi. Znam też rosyjski, czeski i angielski. Dzięki temu mam tu pracę. Opiekuję się turystami z tych krajów. Tu jest pięknie, zobaczysz – powiedział, przysuwając mi krzesło. Poczułam delikatny imbirowy zapach podobny nieco do tego, który wydzielała moja herbata, którą w domu popijałam przed snem. Zapach Orientu – przemknęło mi przez myśl… Tu naprawdę jest pięknie, pomyślałam przymykając oczy. Od 3 lat mam romans Po raz kolejny już siedzę w samolocie lecącym na południe. Zostawiam za sobą szarą część mojego życia. Zdążam po kolejną porcję słońca, beztroski i radości u jego boku. Jestem jak dr Jekyll i Mr. Hyde. Prowadzę podwójne życie, mam podwójną osobowość, ale nie miewam już ani chandr, ani zmiennych nastrojów. Nie buntuję się już i nie spalam. Dawno uciszyłam wyrzuty sumienia. Przeżywam na przemian okresy snu i jawy. I tak jest mi dobrze. Nie chcę myśleć o przebudzeniu, choć wiem, że kiedyś ono nastąpi. Czytaj także:Mój partner ma 38 lat, jego nowa kochanka 20. Nie pozwolę mu odejść, mamy dziecko!Chciałam usunąć ciążę. Miałam 43 lata, co ludzie powiedzą?! A jak urodzi się chore?Kłamię, że jestem bogata, ale moi rodzice żałują mi 15 zł na bluzkę. Mam znaleźć sponsora?Mój mąż mnie zdradza?! Tak twierdzi moja sąsiadka, ale prawda okazała się innaByłam alkoholiczką, wylądowałam na dnie. Gdy wytrzeźwiałam, zaczęło się psuć moje małżeństwo
Gdy jest umówiony z kobietą, celowo się spóźnia i nie przeprasza. Mizogin otwarcie wyraża niechęć do kobiet, dyskryminuje je, okazuje brak szacunku lub celowo ignoruje ich obecność. Pozwala sobie na złośliwości wobec nich (celowo pomija je np. podczas powitania). Mizogin nie lubi, gdy kobieta ma swoje zdanie (poglądy), zwłaszcza
Jan Englert przez 33 lata był mężem Barbary Sołtysik. To właśnie wtedy gwiazdor polskiego kina miał prowadzić podwójne życie Najgłośniejszym romansem Jana Englerta był ten z o 13 lat młodszą Dorotą Pomykałą. Aktorka miała czekać na swojego ukochanego aż dekadę. Gdy Jan Englert w końcu się rozwiódł, związał się z całkiem inną kobietą, która wkrótce potem została jego drugą żoną Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Potajemny romans Doroty Pomykały i Jana Englerta był jednym z najbardziej elektryzujących tematów czasów PRL-u. Kinowy amant i o 13 lat młodsza kochanka rozwijali swoją znajomość z dala od oczu ówczesnej żony Jana Englerta, odwiedzając się w Krakowie. Po dekadzie prowadzenia podwójnego życia, gwiazdor polskiego kina i Dorota Pomykała rozstali się. Polecamy: "Klany gwiazd": Beata Ścibakówna, Marta Lipińska, Maja Ostaszewska... Przypominamy, kto jest kim w rodzinie Englertów Dziś oboje nie chcą wracać do czasu, gdy byli parą i sami tworzą szczęśliwe związki. Chociaż wielu zarzucało Dorocie Pomykale, że to właśnie ona rozbiła małżeństwo Jana Englerta z Barbarą Sołtysik, tak aktor nigdy nie zostawił pierwszej żony dla swojej najgłośniejszej kochanki. Zrobił to dopiero dla kobiety, z którą także stanął na ślubnym kobiercu. Resztę artykułu znajdziesz pod materiałem wideo: Jan Englert i Barbara Sołtysik byli małżeństwem 33 lata. Aktor przez dekadę miał oszukiwać pierwszą żonę Jan Englert i Barbara Sołtysik poznali się jeszcze w latach 60. Wchodzący w świat wielkiego show-biznesu aktorzy stanowili zgrany duet nie tylko na deskach teatru, ale też w życiu prywatnym. Zaledwie po roku związku para postanowiła pobrać się w tajemnicy. Chociaż początkowo to Barbara Sołtysik święciła większe sukcesy niż jej mąż, to role szybko się odwróciły. Kobieta poświęciła się wychowywaniu ich trójki dzieci, a Jan Englert zyskał miano gwiazdy polskiego kina i dosyć kochliwego amanta. Aktor dobrze sobie zdawał sprawę ze swojej pozycji w show-biznesie, co rusz miłość wyznawały mu też fanki. Później okazało się, że gwiazdor, chociaż na pozór ma idealne życie małżeńskie, tak w rzeczywistości miewa problemy z dochowaniem wierności. Polecamy: Beata Ścibakówna i Jan Englert w są parą w życiu i na planie W 1979 r. Jan Englert poznał o 13 lat młodszą aktorkę, Dorotę Pomykałę. Oboje brali wówczas udział w zdjęciach do filmu "Ojciec królowej". 23-latka od razu zafascynowała starszego kolegę po fachu. Była nie tylko piękna, ale i mądra. "To jedyna kobieta, z którą nigdy się nie nudzę. Nigdy nie wiem, czym mnie zaskoczy" - powiedział Jan Englert o Dorocie Pomykale cytowany przez magazyn "Rewia". Jan Englert miał zakochać się bez opamiętania, a Dorota Pomykała odwzajemniła jego uczucie. Chemii, jaką widać było miedzy dwójką aktorów nie przeoczyła także kolorowa prasa, która co rusz donosiła o ich sekretnych spotkaniach. Jan Englert mieszkał wówczas z rodziną w Warszawie, ale w każdej wolnej chwili miał odwiedzać Dorotę Pomykałę w jej domu w Krakowie. Młoda aktorka dobrze wiedziała, że jej kochanek ma żonę i dzieci. "Janek był już wtedy żonaty, do tego był ojcem, miał rodzinę, ale... rozum mówił jedno, a serce podpowiadało coś zupełnie innego" - opowiadała magazynowi "Świat i ludzie" osoba z otoczenia aktorów. To był związek pełen wyrzeczeń. Jan Englert zaczął się odsuwać od swojej ówczesnej żony, Barbary Sołtysik. Dorota Pomykała, by mieć czas dla ukochanego, miała odrzucać nawet kolejne propozycje filmowe. Mówi się, że na konkretny ruch aktora czekała aż 10 lat. Jan Englert nie chciał rozwieźć się z żoną dla Doroty Pomykały. Zrobił to ze względu na inną kobietę Jan Englert nie potrafił jednak odejść od żony i w końcu rozstał się ze swoją kochanką. Dorota Pomykała miała zapewniać, że to dzielące ich kilometry zaważyły na ich związku. Niedługo później aktor po 33 latach małżeństwa zdecydował się na rozwód z Barbarą Sołtysik. Po unieważnieniu jego pierwszego małżeństwa, nie rzucił się jednak w ramiona Doroty Pomykały. Jedna z koleżanek aktorki wyznała po latach, że Dorota Pomykała czuła się oszukana i zdradzona. Przez burzliwą relację z Janem Englertem nie potrafiła ponownie zaufać mężczyznom. "Dorota bardzo to przeżyła. Czuła się w pewnym sensie oszukana, bo przez wiele lat była zwodzona. Janek z jednej strony chciał z nią być, a z drugiej nie mógł zostawić rodziny..." - mówił magazynowi "Świat i ludzie" znajomy pary. Jan Englert zostawił byłą żonę dla innej kobiety, również aktorki. Beata Ścibakówna była jedną ze studentek, z którymi aktor prowadził zajęcia. Ich miłość okazała się być już tą na resztę życia. Para pobrała się zaledwie rok po rozwodzie Jana Englerta, w 1995 r., a pięć lat później powitała na świecie swoją córkę, Helenę. Dorota Pomykała pocieszenie po miłosnym zawodzie znalazła natomiast w wirze pracy. Razem ze swoją siostrą otworzyła Studio Aktorskie i Policealną Szkołę Aktorską Art Play, promując tym samym wiele nowych gwiazd. Po latach szczęście odnalazła także w sferze uczuciowej. Dziś Dorota Pomykała, podobnie jak Jan Englert, jest w szczęśliwym związku. Aktorka nie opowiada o tym publicznie, niechętnie też wraca do wydarzeń z przeszłości. Byli kochankowie zostawili swój romans już dawno za sobą, czyniąc go jednym z największych skandali czasów PRL-u. Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z życiem gwiazd, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!
Po dwóch latach żałoby Angelika zaczyna na nowo układać życie. Przyjaźń między nią, a znacznie starszym i bogatszym Ricardo Valtierrem (Sergio Goyri) zamienia się w miłość. Oszalały z miłości do Angeliki, Ricardo rzuca dla niej obecną narzeczoną, Patricię, co tylko podsyca nienawiść starszej kobiety do młodszej. Zakochani
Być może nie zorientowałaby się, że jej mąż ma drugi dom, drugą rodzinę, gdyby nie zwróciła uwagi na sierść na jego skarpetkach. A przecież nie mieli psa ani kota. Trzydziestosiedmioletnia Kinga, internistka z Krakowa, dowiedziała się pod koniec lipca. Miała już spakowane walizki, gdy mąż Wiktor, lekarz, lat 48, oznajmił, że nigdzie nie jadą. A mieli jechać do Francji, ich 11-letni syn Miłosz (imię chłopca, podobnie jak rodziców, zmienione) nie mógł się doczekać pierwszej w swoim życiu podróży kamperem. Kinga usłyszała, że to naprawdę pech. Kolega zaniemógł, Wiktor musi go zastąpić. – Pojedziesz z dzieckiem na miesiąc w Tatry, też ładnie – zarządził małżonek. Nawet już wybrał rodzinie hotel z widokiem na Giewont. Owszem, wie, że Kinga po kontuzji po górach chodzić nie może, ale w ośrodku jest spa. A żarcie pycha.
Już niedługo biblioteka Netfliksa wzbogaci się o prawdziwe tureckie problemy. Gigant streamingu udostępnił pełen zwiastun serialu łączącego elementy komedii i dramatu - Podwójne życie Uysalów ( Wild Abandon ). Sprawdźcie na poniższym wideo, jak będzie prezentowała się ta produkcja, której premiera odbędzie się już 30 marca
Żyjemy w takich czasach, gdy rozwody, rozstania są na porządku dziennym. Zdrada też. Dzisiaj nie będę opowiadać, dlaczego ludzie zdradzają, jakie są przyczyny, że ktoś ma kogoś na boku. Zapraszam do naszych wcześniejszych opowieści ( Jestem kochanką, czytaj więcej… i Jestem kochanką i dobrze mi z tym, czytaj więcej…) Dziś skupimy się na tym jak kochanki się same oszukują, albo tłumaczą sobie samej związek z żonatym mężczyzną. Mówię tu o związkach dwójki ludzi związanych węzłem małżeńskim, którzy prowadzą podwójne życie. Taka prawda, nie ma, co ukrywać. W domu mąż, albo długoletni partner, (bo to też związek, tyle, że mniej formalny), a poza domem – ten ktoś, albo ta ktosia. Albo jesteś samotną Singielką i nagle spotykasz swego wymarzonego Mężczyznę, a on okazuje się żonaty. Razem tworzycie trójkąt. Dwoje oszukuje jednego/jedną. Nie wnikam, że wam we dwoje jest dobrze ze sobą. Przytoczę tylko kilka tzw. prawd oczywistych (7 prawd oczywistych, czytaj więcej… ) Jeżeli nie wiesz, czy zakończyć czy kontynuować związek w trójkącie, to może warto zastanowić się czy warto… Związek z żonatym mężczyzną jest niemoralny, nieetyczny, niezgodny z nauką Kościoła – już widzę, jak się burzysz – odczepcie się wy moraliści ode mnie, moje życie, moje wybory! No, ba! Oczywiście, że Twoje życie! i Twoje wybory, i Twoje konsekwencje tych wyborów. Zostawmy na chwilę moralność, w końcu to rzecz umowna, kiedyś moralna i akceptowalna społecznie była pedofilia (vide życie erotyczne starożytnych Greków i Rzymian), a dziś jest to przestępstwo. Moralność zależy od czasów w jakich żyjemy a przede wszystkim od osobistych przekonań człowieka. Jeżeli nie widzisz nic złego w związku z żonatym mężczyzną, to up to You. Ale…, czy Ty przypadkiem nie wykradasz go z objęć innej kobiety, czy on nie oszukuje swoich najbliższych, by być z Tobą. Kradzież to kradzież. Nawet dawno, dawno temu była karana. Zazwyczaj obcięciem prawej ręki. Możesz sobie tłumaczyć, że jemu w domu jest źle, że żona go nie rozumie… Skoro tak jest, to niech weźmie rozwód i zamieszka z Tobą, sformalizujcie swoje stosunki. Nie mam racji? Nie da się? Twoje wybory. Ja tylko wyrażam opinię. SWOJĄ. Jeśli nie znasz jego żony, to ona nie istnieje. Ha, Ha, Ha… Jeszcze jak istnieje! To do niej on ucieka codziennie na wieczór, to z nią spędza długie wakacyjne urlopy, to z nią chodzi na urodziny swoich rodziców, to ona jest matką jego dzieci. Chcesz, czy nie chcesz, on jest z nią w związku finansowym, utrzymują razem rodzinę i razem podejmują decyzje odnośnie przyszłości ICH dzieci. No i tu walnę, aż zaboli – to z nią sypia w jednym łóżku. Ty jesteś pięknym dodatkiem, odskocznią od trudnej czasem rzeczywistości, z Tobą on jest zawsze uśmiechnięty i wyluzowany, z Tobą odpoczywa. Chcesz więcej? Chcesz być Jego partnerką, taką na całe życie? Patrz punkt pierwszy. On nie kocha żony, nie mają tematów do rozmowy. Podobno ciągle się kłócą. Hmm, pomyślmy chwilę. A do kogo on tak ciągle biegnie? Ucieka do domu, a w domu to, kogo ma? ŻONĘ, jego kobietę, której ślubował miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Oszukuje i Ciebie i ją. OK, ale to jego problem, nie Twój. TY zastanów się, co naprawdę ich łączy. Przypominam, patrz punkt drugi. I tak, z autopsji powiem, facet nie zdecyduje się opuścić bezpiecznej jaskini, by żyć z Tobą w nieznanym mu świecie. Jak on zostawi swoje mieszkanie, swój gabinet, świat, gdzie ma swoich przyjaciół, swoją rodzinę, swoją pracę? Jak on powie temu swojemu światu, że go zostawia? Nijak. Nie powie. Zdarzają się, co prawda wyjątki w postaci prawdziwych mężczyzn, którzy potrafią uporządkować swoje życie zanim przejdą do nowej partnerki, ale łudzić się pół życia (Twojego), że on odejdzie od żony, to chyba przesada. Jak myślisz? I czy on naprawdę nie kocha żony? Jeżeli tylko nie jest ostatnią Megierą czy Herą, to raczej żywi do niej ciepłe uczucia, przywiązania, przyjaźni, spokojnej miłości. A Ty? No cóż, jesteś miłą chwilową towarzyszką. Może nawet jest Tobą zauroczony, ale zauroczenie z czasem mija. Jak szybko? A bo ja wiem, czasem i trwa to dziesięć lat. Tylko, czy Ty chcesz po dziesięciu latach obudzić się sama w łóżku, bez dzieci, bez własnej rodziny? On Ciebie kocha. Acha. Przeczytaj jeszcze raz punkt trzeci. Nie pomogło? No, dobra, to tłumaczę dalej. Dlaczego uważasz, że on Ciebie kocha. Tak naprawdę. Bo, Ci tak powiedział. No, brawo. Zuch. A co dalej? Przeanalizowałaś jego zachowanie? Patrz punkty powyżej. Czy poznałaś jego rodzinę, czy byłaś z nim w kinie z jego przyjaciółmi? Znasz jego dzieci? Ale, on mnie kocha… Jęcz dalej, a czas ucieka. Według mnie szkoda go dla kogoś, dla kogo jesteś tylko pięknym przecinkiem w jego życiu. Motylki w brzuchu muszą się czymś żywić, by żyć. Z czasem nowość, jaką jesteś zblaknie… Pasuje Ci taki układ, w końcu jesteś kobietą wyzwoloną, konwenanse nic nie znaczą. No, ba. Jasne. Robisz tylko to, na co masz ochotę. Rób! Tylko powiedz mi, kiedy, w którym momencie przestałaś siebie szanować, kiedy straciłaś to uczucie, że zasługujesz na więcej, że jesteś warta by być naprawdę kochaną, by być szczęśliwą kobietą? Kiedy przestałaś marzyć o tym jednym, jedynym, tylko dla Ciebie? I naprawdę jesteś szczęśliwa? Taaaaa, a te przepłakane noce, kiedy wyjechał nad morze z żoną, a te niewykonane telefony, te, na które czekałaś jak przyklejona, a to, że kiedy Ci źle nie możesz do niego zadzwonić, bo jest trzecia w nocy i on śpi w domu, a obok żona przytulona do jego ramienia? ( Trucizna, czytaj więcej…) On odejdzie od żony by być tylko z Tobą. I żyli długo i szczęśliwie, czego oczywiście Tobie życzę, tylko nie z nim. No, ale dobra. Wyobraź sobie, że on odchodzi od żony. Jesteś na to gotowa? Bo dla niego to teraz Ty będziesz jego starą żoną, poblask nowości zblednie, nie będziesz już nosić seksownych stringów na co dzień, kiedyś wreszcie zobaczy Ciebie w maseczce z zielonej gliny na twarzy, będziesz stać przy garach, prać jego brudne majtki… A on? Czy przy najmniejszym problemie będzie go z Tobą rozwiązywał, czy będzie Ciebie wspierał, gdy masz „te dni”, czy zrobi herbaty do łóżka i przytuli na dobranoc? A może znudzony życiem rodzinnym poszuka sobie atrakcji na boku? Bo może to człowiek, który boi się problemów, a dom kojarzy mu się tylko z problemami? A teraz Ty jesteś jego domem. To moja miłość, wszystko mi jedno, że ma żonę. I tak jest ze mną. Kolejne Twoje kłamstwo, zamydlacz Twoich oczu. Nie jest Ci wszystko jedno. Weź się Kobieto ogarnij! Sukienka za ciasna? Nie wiesz co zrobić ? Kupujesz nową, idziesz do krawcowej, poszerzasz ją, chudniesz. Nie rozumiesz, o co mi chodzi? Jak to? Działaj! To Twoje życie! Jak gumka od majtek Cię pije to ją wymień. Tego twojego niby faceta – też. Zaraz. Boli? No jasne. Ale poboli i przestanie, i będziesz miała nowe miejsce na nowe życie. Szczęśliwe.
Krzysztof Kieślowski jest laureatem wielu nagród za twórczość dokumentalną i fabularną - m.in. Grand Prix na MFF w Mannheim za "Personel" (1975), Złotego Medalu na MFF w Moskwie za Amatora, Złotego Lwa na festiwalu w Wenecji za "Trzy kolory: Niebieski", Srebrnego Niedźwiedzia na MFF w Berlinie za "Trzy kolory: Biały".
Trzy tygodnie temu zaznaczyłam sobie tę historię jako niezwykle efektywną metodę wypalania sobie dziury w mózgu. Nie sądziłam, że do niej wrócę, ale przypadkiem zerknęłam na to jeszcze raz i… znowu mnie ścięło. “Miałam męża i kochanka, czy zasługuję na karę?” – zapowiadało się dość banalnie, a sensacyjnych zwrotów akcji tyle, że łoch… Ten zacny artykuł pojawił się 12 marca w Daily Mail. Nagłówek – “Miałam męża i kochanka” – wraz z informacją, że rady udziela znana dziennikarka, Bel Mooney nie obiecywała mi wiele, bo zwyczajnie nie wiedziałam kto to jest. Przeczytałam jedną, na więcej nie mam odwagi. Laska leci z grubą ściemą przez tysiąclecia. Nie znam, nie wiem, czy ludzie naprawdę tam piszą, czy to jedna z tych klasycznych rubryczek z “pytaniami do eksperta”, który i odpowiedzi i pytania załatwia we własnym zakresie. Podmiot liryczny dziesięć lat temu wdał się w romans z cudownym mężczyzną, dla którego porzuciła męża. Rodzina i dzieci poszły równym frontem, wszyscy za karę zerwali z nią kontakt. Wytrzymała tak pięć lat, po czym skapitulowała i zdecydowała się wrócić do męża, żeby odzyskać kontakt z dziećmi. Bez kochanka wytrzymała rok – nadal za nim tęskniła i chciała z nim być, ale wiedziała, że on nie zechce być jej kochankiem, a rodzina nie zaakceptuje jej wyboru. Skłamała więc, że rozstała się z mężem i przez cztery kolejne lata szła na kompromis, prowadząc podwójne życie: z ukochanym i z gościem, który jest tak cudowny i nieziemsko wspaniały, że albo: a) zachęcał rodzinę i dzieci do odcięcia się od niej z jasnym ultimatum, że to wszystko będzie obowiązywać dopóty, dopóki do niego nie wróci… b) nie zachęcał ich do niczego, ale odpowiadał mu ten stan rzeczy, c) w ogóle nie zauważył, co się dzieje. Nie powiedziała kochankowi o swojej rodzince z piekła rodem, pozwoliła mu wierzyć, że okłamywała go, bo tak było jej najwygodniej. Dowiedział się, że nadal jest z mężem. Wściekł się, życzył jej śmierci, zablokował jej wszystkie możliwe kontakty do siebie – uznała, że postąpił słusznie. Poczucie winy obudziło się w niej jakoś tak równo z rozstaniem z kochankiem, bo nie wspomina by miała problemy z funkcjonowaniem związane z krzywdą jaką wyrządzała – najpierw mężowi, którego zdradzała zanim odeszła… – potem kochankowi, od którego odeszła, choć nadal go kochała… – i mężowi, do którego wróciła, choć nie kochała… – a na koniec kochankowi, któremu wmawiała, że nie jest z mężem… – i mężowi, który sądził, że do niego wróciła… Dopiero jak straciła kochanka, zaczęła czuć ból nie do zniesienia i zrozumiała, że ma trudności z wybaczeniem sobie tego, co zrobiła. Chciałaby zostać ukarana za swoje niegodziwości, sama siebie nie poznaje i nie może się pogodzić z tym, jak bardzo skrzywdziła człowieka, który na to nie zasługiwał. Nazywa się inteligentną 59-latką. Najpierw miałam męża… potem byłam z innym mężczyzną… i wróciłam do męża… potem miałam męża i kochanka… a na koniec straciłam kochanka, ale zostały mi CUDOWNE dzieci, i rodzina, funta kłaków nie warta. No dobra dobra, zdrady zdradami, ale w TAKIM kontekście stają się problemem trzecioplanowym. Co to za “rodzina”? Co to za “dzieci”, które terroryzują matkę i szantażem wymuszają na niej preferowany przez nie styl życia? No jasne, że zaakceptowanie rozstania rodziców nie jest łatwe. Że bezradne patrzenie na to, jak porzucony znienacka ojciec cierpi, podczas gdy szczęśliwa matka układa sobie życie na nowo (o ile tak to wyglądało). Ale zerwać wszelkie kontakty z matką za karę, że odeszła od ojca i dać jej jasno do zrozumienia, że odzyska te kontakty skoro tylko wróci do ojca? I trwać w tym przez PIĘĆ LAT?! I dotrzymać słowa… Co to są za ludzie w ogóle? Można nie pochwalać, mieć za złe, wyrazić swój żal… ale żeby stawiać ultimatum? Co trzeba mieć we łbie, żeby członkowi rodziny, niby kochanej osobie wybierać partnera i szantażem, terroryzmem właściwie egzekwować swoje żądania? Przecież nic dobrego. Żadną miarą nic dobrego. A ten mąż… co on właściwie robił – opłakiwał jej nieobecność przez pięć lat? Czekał na nią? Próbował odzyskać? Zdecydował się jej wybaczyć, kiedy wróciła? Nic o nim konkretnie nie wspomina, ani że tęsknił, ani że jest wspaniałym mężem, ani że był… – bo ma to gdzieś, czy… nie był? Gdzie poczucie winy związane z tym, że on cierpiał, kiedy odeszła? Gdzie obawa, że może i teraz będzie cierpiał, jeśli się dowie o zdradach? No już bez przesady: nie trzeba człowieka kochać, lubić ani nawet szanować, żeby się liczyć z jego życiem. Ona niespecjalnie liczy się z nim… dzieci kompletnie nie liczą się z nią… jakie są w takim układzie szanse na to, że ten cudowny ojciec dorosłych dzieci liczy się z kimkolwiek poza sobą? Kto te rozwydrzone bachory wychował na socjopatów? Czy ten stan “miałam męża i kochanka” w ogóle zaistniał? Była z mężem, czy tylko stwarzała pozory bycia z mężem? Odpowiedź eksperta też sroce spod ogona nie wypadła. Potężny kaliber. Intryguje ją wspomnienie o pragnieniu kary za to wszystko, bo ludzie nie przepadają za bezkarnymi grzesznikami. Gloryfikuje… tabu – bez których jej zdaniem grozi nam upadek cywilizacji. Skłamałabym twierdząc, że nadążam za drugim akapitem. Odłożyliśmy religię na bok… zwróciliśmy uwagę na to, że ludzie lubią osądzać, choć nie przepadają za narzucanymi ograniczeniami… i że współcześni błądzą, postrzegając osądzanie innych za gorsze od siedmiu grzechów głównych razem wziętych, bo starożytni mieli rację, kiedy tworzyli definicje niecnych postępków. Starożytnych cywilizacji było kilka, a definicje grzechów i niegodziwości miewały całkiem odjechane nawet na tle innych, współczesnych sobie cywilizacji. Ewidentnie NIE odłożyliśmy religii na bok, skoro brniemy w motyw X przykazań i grzechów głównych (które ledwo się łapią na starożytny koncept, bo zaczęły się pojawiać w opracowaniach religijnych w ciągu kilkudziesięciu lat przed upadkiem Cesarstwa Rzymskiego). No ale mniejsza o pierdoły, chodzi przecież o konkretną, głębszą myśl, podkreśloną nieco zbyt zamaszyście w ramach zwiększania mocy oddziaływania tejże. A nie odkładając religii na bok: ktokolwiek twierdzi, że osądzanie innych jest gorsze od siedmiu grzechów głównych… nie myli się aż tak bardzo. Kto osądza jest pyszny, a pycha to najcięższy grzech. Wyciąga też łapę po to, co boskie, bo osądzanie Bóg zarezerwował dla siebie – zatem jest też chciwy i gniewny. Całe podium zgarnięte, a do tego spore szanse złamania czterech przykazań (I, VII, VIII, X) Pisze, że została już ukarana, skoro tapla się w poczuciu winy, które jak najbardziej powinna czuć. Z tym można by się zgodzić, ale w kolejnym zdaniu wyjeżdża armata. Daje jej do zrozumienia, że dzieci i rodzina, zrywając z nią kontakty i żądając powrotu do męża nie zrobiły nic złego, a co za tym idzie nie ma prawa czuć się tym zraniona ani skrzywdzona, bo to taka naturalna kolej rzeczy: ludzie tak postępują, powinna mieć tego świadomość i sama się na to zdecydowała odchodząc. Czyli… w momencie kiedy odeszła od męża, którego (już?, potencjalnie nigdy) nie kochała, żeby związać się z mężczyzną, którego pokochała… postąpiła źle, bo powinna trwać u jego boku do grobowej deski, skoro rodzina i małżonek tak sobie życzą? To pochwała zdrady czy przepisik na samobójstwo? Rozpływa się nad domniemanymi przymiotami jej męża i nie rozumie, jakim cudem znalazła w sobie dość siły na to, by przez cztery lata okłamywać wszystkich dookoła. Czyż to nie jest przypadkiem jedyny dostępny kompromis? Skoro nie mogła od niego po prostu odejść i być z mężczyzną, którego kochała, nie tracąc kontaktu z rodziną i dziećmi, to co miała robić? Cierpieć z tęsknoty za tym, którego kocha? Czy zapomnieć o nim i skupić się na braku miłości do tego, z którym “powinna” spędzić resztę życia? Przecież to też byłoby życie w kłamstwie: udając, że wszystko jest w porządku, że go kocha i jest z nim szczęśliwa też byłaby dwulicowa. Co jej zostało? Kapitulacja i samobójstwo albo kombinowanie i szukanie kompromisów. Przecież ten jej wybór, w tak beznadziejnie absurdalnych okolicznościach niósł ze sobą najniższą dostępną dawkę obłudy na jaką miała szansę. Te rozwydrzone bachory, które nie miały skrupułów, by ją olać i wymuszać od niej powrót do męża, prawdopodobnie odcinając ją też od kontaktu z wnukami zasługiwały na dokładnie to samo, co od nich dostała: czyli na oświadczenie, że ona również nie ma ochoty na żadne kontakty z nimi, skoro nie obchodzą ich jej uczucia. Cudowny ukochany albo nie dbał o to, że nie umie się na to zdobyć, albo uważał się za istotniejszego od jej terroryzującej rodzinki – bo przez pięć lat raczej nie przeoczył, że miała rodzinę, która zerwała z nią kontakt i że cierpi z tego powodu. Jakie warunki takie kompromisy. Chciała mieć kontakt z rodziną, chciała Misiaka… cóż innego mogła wymyślić? Starożytne rozwiązywały takie problemy szybką transformacją z nieszczęśliwej żony w wesołą, niezależną wdówkę, ale rozwój toksykologii znacznie ograniczył kreatywność na tym polu. Dalej mamy już chyba do czynienia z jakąś projekcją, bo udzielająca rady zaczyna pisać gorący romans, który nijak nie wynika z treści pytania. Miałam męża i kochanka i byłam tym stanem ciężko zachwycona to jednak nie to samo, co miałam męża i kochanka, choć bardzo chciałam móc być tylko z jednym z nich. Ekspertka wyraża zrozumienie dla niezwykłej siły namiętności, która przyciągała ją do kochanka i chciwości, która sprawiła, że zapragnęła mieć ich obu. Snuje wizję o ekscytującym napięciu i źródle emocji, jakim było dla naszej bohaterki miotanie się między statecznym i dającym poczucie bezpieczeństwa mężu a dzikim ogniu lędźwi, jaki budził w niej kochanek – a wszystko to w ramach ucieczki przed nieuchronną starością. Miałam męża i kochanka… cóż za wspaniały układ! Może troszkę popłynęłam z tym tłumaczeniem, ale przecież dokładnie o to chodzi: nie zważając na nic piszemy gorący romans. Jaki lęk przed starością? 59 lat to miała w momencie, kiedy sprawa się rypła. Bo “kochanka”, który pierwotnie i docelowo wcale nie miał być kochankiem, tylko jej partnerem życiowym poznała mając lat 49 lub mniej. Już wtedy zaczęła uciekać przed starością? Niespożyte siły witalne tego gościa powinni rozsławiać mistrele… Przecież to nie był żaden gorący romans, tylko 9-letni związek. 10 lat była w gościu zakochana i chciała z nim być, nadal by chciała. To nie brzmi jak żądza adrenalinki tylko chęć zmiany czegoś w życiu i szukanie szczęścia tam, gdzie ono przynajmniej wydaje się być – zamiast czekać, aż się pojawi tam, gdzie go na pewno nie ma. Ooo… a’propos projekcji. Voila! Sama zdradzała – chyba na tej zasadzie, którą chwilę wcześniej opisała – więc wie, jak to jest. Ach, jakże cudownie mi było, kiedy to JA miałam męża i kochanka… A dokładniej: wie jak to było z nią. No a skoro wie, co sama robiła i jak się z tym czuła, to może łaskawie zdjąć z jej barków ciężar bezlitosnych i negatywnych podsumowań, jakimi uraczą naszą bohaterkę czytelnicy. Nie zdejmuje, nakłada jej własny – kompletnie ignorując fakt, że sytuacje nie są analogiczne. Czuj się winna, czuj się grzeszna. Myśl o tym, jak bardzo skrzywdziłaś swojego niewinnego męża i o tym, jak bardzo jesteś nieszczęśliwa w związku z tym, że straciłaś ukochanego. Czy można sobie wybaczyć? Jezus uratował kobietę, która miała zostać ukamienowana mówiąc, że tylko ktoś kto nigdy nie zgrzeszył ma prawo rzucić pierwszy kamień. Potem powiedział jej “Idź i nie grzesz więcej“. Taki morał dla osądzających i osądzonych. Nie mówi “idź i wybacz sobie“. Bo możliwe, że nigdy sobie nie wybaczysz. Aleśmy odłożyli religię na bok, łohohoho. W tym fragmencie Biblii nie chodzi ani o kobietę ani o jej grzechy, ani nawet o osądzanie. To próba doprowadzenia do śmierci Jezusa, który miał ją osądzić – z osądzaniem jej nikt tam nie miał najmniejszego problemu. Jezus mógł ją osądzić, był do tego upoważniony. Zgodnie z prawem mojżeszowym “zasługiwała” na śmierć. Zgodnie z wiedzą faryzeuszy, Jezus był żydowskim prorokiem. Zgodnie z obowiązującym na tych terenach prawem rzymskim tylko rzymskie władze mogły wydawać wyroki śmierci. Chytry plan był taki, że Jezus albo – jako żydowski prorok wyda wyrok zgodny z prawem mojżeszowym, ale sprzeczny z rzymskim, skazując się jednocześnie na śmierć, albo – jako gość, który chce przeżyć, nie wyda wyroku zgodnego z prawem mojżeszowym i straci wyznawców, z których większość była Żydami i przestrzegania prawa mojżeszowego od niego oczekiwała. No i Jezus teoretycznie wydał wyrok zgodny z prawem mojżeszowym – bo w domyśle niby mogli ją ukamienować – ale postawił warunek, przez który faktycznie nie mogli jej ukamienować, w związku z czym formalnie nie skazał jej na śmierć, nie złamał rzymskiego prawa i sam się za to na karę śmierci nie kwalifikował. On jej nie uratował. Śmierć jej nie groziła. Prawo rzymskie nie przewidywało kary śmierci za cudzołóstwo. Gdyby mąż przyłapał ją in flagranti i w szale zazdrości zabił, to może nie groziłaby mu kara za morderstwo, ale realnie to miał prawo do natychmiastowego rozwodu i zatrzymania posagu w ramach rekompensaty za straty moralne. W tamtym momencie ratował tylko siebie, ona jest w tym wszystkim bardzo mało istotna… O ile w ogóle jest winna: przyprowadzili laskę, twierdzą, że cudzołożyła i sugerują, że ją na tym przyłapali, ale nic nie mówią o okolicznościach, tylko żądają wyroku na gębę. Nasuwa się pytanie: sama cudzołożyła? Jak już kto czytał Biblię to wie, że procesy nie polegały na tym, że przybiega banda jakichś lokalnych łebków, stwierdza, że oto mają winnego jakiegoś tam czynu i raczą tekstem klasy “proszę nam autoryzować wymierzenie kary i będziemy spadać“. Morał o fałszywym i pochopnym osądzaniu tam jest, i owszem, ale dotyczy cwaniaczków, którzy nie zadali sobie trudu sprawdzenia, z kim właściwie mają do czynienia i chcą wydawania sądów, bo niby to z nich tacy pobożni Żydzi – ale nie chodzi im o pobożność, sprawiedliwość, respektowanie jakiegokolwiek prawa: chcą finezyjnie pozbyć się ze świątyni gościa, który im bruździ, ale są dla niego za ciency w uszach. Teoretycznie niby przerzuca odpowiedzialność za wymierzenie wyroku na nich – no bo jeśli czują, że są bez grzechu, to mogą rąbać kamulcem – ale to tylko takie gadanie: nie mogą. On nie ma prawa wydawać wyroku śmierci, oni też nie. Jeśli ją zabiją, sami będą podlegać karze, a tłumaczenie, że nie znali rzymskiego prawa nie przejdzie. Tam było tylko jedno życie na szali – Jezusa, a nawet on jakoś szczególnie zagrożony śmiercią w tamtym momencie nie był, bo nie urwał się z choinki, znał rzymskie prawo. Morał, który serwuje ta szurnięta baba jest nie tylko wyjęty prosto z dupy i pozbawiony kontekstu tej konkretnej przypowieści, ale i obdarzony epicką interpretacją, całkowicie sprzeczną z naukami Jezusa, który nie zalecał kiszenia się w poczuciu winy aż człowieka szlag trafi. A jej kochanek też zasługuje na cierpienie, bo był współwinny. Współwinny czego dokładnie? Związku z zamężną kobietą, która odeszła od męża? Związku z kobietą, która – zgodnie z jego wiedzą – nie była w żadnym innym związku? Możesz odpokutować swoje winy jedynie dzięki dobremu życiu z mężem. On nie zasługiwał na to, by go zostawić i okłamywać. Stań się znów kobietą, którą kiedyś pokochał. Tak to już jest moja droga. Z czasem ból osłabnie, a kiedy już będziesz stara, spojrzysz wstecz i będziesz się dziwić, że na własne życzenie zafundowałaś sobie tyle cierpienia – miłość, nie miłość (zrozumiesz, że nie warto było). Czyli… najwyższy czas znaleźć w sobie jeszcze większe, niezmierzone wręcz, bezkresne pokłady obłudy, które próbowała z siebie wycisnąć po pierwszym rozstaniu z kochankiem i niedługo wytrzymała takie życie, wypełnione samym kłamstwem. Pewności, czy ten mąż faktycznie taki cudowny, wspaniały, wyrozumiały i kochający nie ma. A jeśli – to czy ten cudowny, wspaniały, wyrozumiały i kochający facet nie zasługuje na kogoś, kto będzie go kochał? Ona ma się samoudręczać w ramach pokuty, a on ma być nadal okłamywany? W imię czego? Gdyby kobieta faktycznie biadoliła “miałam męża i kochanka… obaj cudowni, z żadnego nie chciałam zrezygnować“, to można by coś kombinować w tym kierunku, ale ona podkreśla, że czuje się źle bez człowieka, którego kocha, że cierpi, bo on doznał krzywdy. Nie sądzę, by doszła do takich refleksji. Ktoś wyhodował te kontrolujące, szantażujące bachory. Gdyby to było jej dzieło, cała banda chodziłaby jak w zegarku pod jej dyktando a jakiekolwiek skrupuły nawet nie przeszłyby jej przez głowę. Raczej zorientuje się, że dla osób, które latami udowadniały, że kompletnie się z nią nie liczą i nie potrzebują jej w swoim życiu inaczej, niż na własnych warunkach oszukała i skrzywdziła człowieka, którego kochała i z którym miała szansę się zestarzeć szczęśliwa, a nie zakłamana i cierpiąca. To jest porada pod publiczkę, kosztem człowieka. Czy ta konkretna kobieta istnieje, czy nie, pewnie znajdzie się co najmniej jedna, która uzna, że to jak o niej. A publiczka jak to publiczka, ślepa i durna. Zapowietrzy się na “kochanka”, kilkunastu wersów nieskomplikowanej historyjki biblijnej nie przeczyta, a pińcet razy w ciągu życia rzuci sobie tym, co niesłusznie uznaje za jej morał.
Pierwszy mąż zostawił mnie z dzieckiem, drugi miał podwójne życie, a trzeci porównywał do byłej” 11 października 2021 „Nie mam szczęścia do mężczyzn.
Pogodziłam się z tym, że nigdy nie będę mamą. Nie zazdrościłam koleżankom słodkich bobasów, nie miałam nigdy zbyt mocno rozwiniętego instynktu macierzyńskiego. A jednak gdy jakaś obca kobieta powiedziała mi, że mój mąż, mój Karol, będzie ojcem jej dziecka… Poczułam, jak wali mi się świat. Mamy z Karolem po 30 lat, w tym roku mieliśmy obchodzić trzecią rocznicę ślubu. Chociaż chyba każde z nas będzie świętować osobno… Jeszcze przed zaręczynami powiedział mi, że nie chce mieć dzieci, że to za duża odpowiedzialność, że kocha mnie i życie ze mną mu całkowicie wystarczy. Przyjęłam do wiadomości – bycie matką nigdy nie było moim marzeniem ani życiowym celem, więc postanowiłam nie płakać za czymś, czego nigdy nie miałam. Myślałam, że się przesłyszałam Przez długi czas żyło nam się całkiem dobrze. Dopiero poprzedni rok – pandemiczny – dał nam popalić. Zwłaszcza Karolowi… Zwolnienia w firmie, cięcia pensji… Ja pracuję w branży, która była bezpieczna. Jego stała w miejscu. Wydawało mi się, że przetrwaliśmy kryzys, że już wyszliśmy na prostą. A potem… zadzwonił telefon. Nieznany numer. – Halo? – Pani Julia? – Tak, kto mówi? – Pani mnie nie zna, ale ja znam panią – w telefonie słyszałam kobiecy głos. – Przepraszam, to jakieś żarty? – Ja... od Karola. Powiem wprost: ja i Karol będziemy mieli dziecko. On nie wie, że ja do pani dzwonię, ale chciałam, żeby pani wiedziała – jej słowa dochodziły do mnie jak przez mgłę. Po „będziemy mieli dziecko” nic nie miało znaczenia. – Halo? Pani Julio? Słyszy mnie pani? Ocknęłam się. – Karol wie o dziecku? – rzuciłam sucho. – Oczywiście, jest taki szczęśliwy, że będzie tatą! Ja naprawdę przepraszam, że tak do pani dzwonię… Ale ja musiałam. Teraz, kiedy w moim brzuszku jest dzidziuś… Ja muszę myśleć o nim, rozumie pani? Rozłączyłam się. Karol, który już siedem lat temu mówił mi, że nie chce mieć dzieci, jest szczęśliwy, bo zostanie ojcem. Ojcem dziecka jakiejś latawicy, z którą mnie zdradził. Nawet się nie wypierał Teraz wszystko zaczęło mi się układać w całość. Ten jego stres, praca do późnych godzin, wychodzenie wcześnie, bo kłopoty w firmie… Nieźle sobie to wykombinował. Podwójny agent, a ja się nie zorientowałam! Gdy wrócił z pracy, powitałam go z uśmiechem na ustach. I dobrą nowiną. – Gratulacje! Zostaniesz tatą! – rzuciłam, jak tylko wszedł do mieszkania. – Julia, co ty? Ty jesteś w ciąży?! – miałam wrażenie, że jest na mnie zły. – Ja? Nieee, wiesz, że nigdy mi na tym nie zależało. Ale twoja dziewczyna jest, gratulacje, tatuśku! – przemawiały przede mnie emocje. Byłam nakręcona jak po kilku kubkach mocnej kawy. – Moja dz… Nie dałam mu dokończyć. – Dzwoniła do mnie. Chciała podzielić się radosną nowiną. W sumie nie wiem, czego oczekiwała… Będziemy żyć w trójkę? A może chce ode mnie alimentów? Nie wiem. Bardzo miła dziewczyna, taki sympatyczny głos. – Anka tutaj dzwoniła?! – Karol naprawdę się wkurzył. Zrobił się czerwony na twarzy, zaczął krzyczeć, że nie tak się umawiali. Nie mogłam już tego znieść. Widoku jego twarzy, jego słów… Zdrada jest cholernie bolesna. I nawet nie chodzi o sam seks… Ale o to uczucie, że ktoś cię oszukuje. Robi coś za twoimi plecami. Jednak najbardziej uderzyła mnie myśl, że nie byłam dla niego dość dobra. Że ze mną nie chciał powiększać rodziny, a pojawiła się jakaś inna… I proszę, poleciał jak na skrzydłach, szczęśliwy tatuś. W zeszłym tygodniu Karol się wyprowadził. Nie dałam mu wyboru. Nie chciałam, żeby decydował – ona czy ja. Nie będę tracić na niego czasu. Nic nie wiem o tej jego Ance, nie chcę wiedzieć. Dla mnie on stał się obcym człowiekiem. Wiem, że sprawiam wrażenie silnej – i rzeczywiście, mam w sobie jakąś siłę… Ale w środku jestem wrakiem. Potrzebuję czasu, by do siebie dojść, by to poukładać w głowie. By spróbować zrozumieć, dlaczego facet, który miał skoczyć za mną w ogień, tak mnie potraktował… Julia Zobacz także: Prawdziwe historie: wybrałam męża, straciłam dziecko „Opiekuję się schorowaną matką byłego męża. Jeśli nie ja, to kto?” „Szwagierka okradła mnie na moim baby shower, a potem wszystkiego się wyparła”
gPfXaW7. 9yw18ha87d.pages.dev/2479yw18ha87d.pages.dev/2789yw18ha87d.pages.dev/2929yw18ha87d.pages.dev/329yw18ha87d.pages.dev/1089yw18ha87d.pages.dev/2959yw18ha87d.pages.dev/559yw18ha87d.pages.dev/1849yw18ha87d.pages.dev/287
podwójne życie mąż i kochanek